Poruszanie się i przesiadywanie to nie to samo
Tak, tytuł jest inspirowany najnowszą piosenką Johna Mayera „Moving On and Getting Over”. Natknąłem się na to na mojej stronie głównej YouTube. A kiedy zacząłem go słuchać, zdałem sobie sprawę, że facet ma rację. W każdym sensie. Zrozumiał to tak dobrze, że boli we wszystkich właściwych miejscach.
To sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, ile razy mówiliśmy, że z kimś skończyliśmy, ale tak naprawdę nie było. To sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, jak opowiadaliśmy wszystkim, że idziemy naprzód, ale tak naprawdę nie było. W większości przypadków, gdybyśmy szli naprzód, nie byliśmy w stanie przezwyciężyć. A gdybyśmy przezwyciężyli to, jeszcze tak naprawdę nie odeszliśmy od tego. Wiesz co mam na myśli?
Iść dalej
Kiedy dzieje się nam coś nagłego, nieoczekiwanego i zwykle złego, mamy tylko tyle czasu, żeby się nad tym zastanowić. Po tym, ponieważ takie życie i czas na nikogo nie czeka, musimy odejść od incydentu. Wznawiamy nasze życie, ponownie wchodzimy w rutynę i mamy nadzieję, że faktycznie zapomnimy o tym incydencie i odpuścimy mu w którymś momencie. Przeprowadzka nie ma nic wspólnego z przebijaniem się. To jak ucieczka od najmroczniejszego sekretu. Możesz biec tak daleko, jak chcesz, ale nigdy cię to nie opuści, dopóki cię nie opuści. Możesz iść dalej i nadal nie puścić.
Przebywanie
To jest ta część, do której wszyscy chcemy się dostać. To tak, jakby zobaczyć światło i przejść na drugą stronę. To jest Ziemia Obiecana. To ta część, w której oficjalnie akceptujemy i przyznajemy, że coś się wydarzyło i że wpłynęło to na nas w dużym stopniu. Przyznajemy, że to mogło nas nawet zmienić, ale przejście przez to jest jak zmiana po zmianie z powodu incydentu. To jest jak pryzmat. Zdarzeniem jest światło, które uderza w pryzmat. Światło załamane przez pryzmat jest zmianą i efektem, jakie wywołuje w nas incydent. Widmo, które wychodzi z pryzmatu, jest wtedy, gdy w końcu pokonujemy incydent.
Ruszanie dalej jest jak kładzenie się i czekanie na nadejście snu. Przejście przez sen to rzeczywiście nadchodzący sen. Czasami sen przychodzi do nas dłużej niż zwykle. Ale w końcu, jeśli poczekamy wystarczająco długo, to do nas przyjdzie. Pomimo wszystkich łez, które roniliśmy leżąc i idąc dalej, pomimo wszystkich nocy, które spędziliśmy bezsennie, czekając na jakąś chwilę wytchnienia pomimo wszystkich pigułek, które bierzemy, aby spróbować przyspieszyć sen podczas leżenia… sen nadejdzie.
Pomimo wszystkich dobrowolnych obrażeń, które przyjmujemy podczas bólu mimowolnie, abyśmy mogli iść dalej, w pewnym momencie to przezwycięży. To będzie jak cichy trzask w cichym lesie naszych umysłów. Nie będziemy tego wiedzieć, dopóki się tego nie dowiemy. Ale to się stanie. I wtedy możemy śmiało powiedzieć, że idziemy naprzód i dajemy radę. Do tego czasu tylko idziemy naprzód i próbujemy się przebić.
Co o tym myślisz?
Rozpocznij rozmowę, a nie ogień. Napisz z życzliwością.
Wyślij komentarz